Cezary Kiszewski napisał pięć takich raportów i w 1985 roku został skazany na osiem miesięcy bezwzględnego więzienia za obrazę Wojska Polskiego i PRL. W wolnej Polsce wyrok unieważniono, ale mężczyzna nie odzyskał oficerskich gwiazdek.
Cezary Kiszewski mieszka pod Piłą i prowadzi firmę budowlaną. W 1978 roku wstąpił do szkoły oficerskiej. Po wprowadzeniu Stanu Wojennego zrozumiał, że przyszli oficerowie są poddawani nachalnej propagandzie.
- Młody człowiek ma prawo do błędu – mówi Kiszewski. - Błędną decyzją było wstąpienie do Ludowego Wojska Polskiego. W ostatnim raporcie o zwolnienie napisałem, że wojsko nie jest organizacją mafijną i nie może być tak, że nie da się z niego wypisać.
Przełożeni wielokrotnie odmawiali porucznikowi Kiszewskiemu porzucić armię. Nie pomagało symulowanie choroby i dezercje. Ministerstwo Obrony Narodowej zdecydowało o postawieniu oficera przed sądem.
- Na sali siedział przedstawiciel MON, który przywiózł gotowy wyrok – wspomina mężczyzna. - To miała być przestroga dla innych. Obciążały mnie zeznania kolegów. Nie mam do nich żalu. Nie mogli mówić o mnie dobrze, ale nie musieli dodawać tego, czego nie zrobiłem.
W dokumentach Wojskowej Służby Wewnętrznej, które zachowały się w zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej jest wiele informacji o lotnikach, którzy pisali raporty o zwolnienie, co martwiło władze wojskowe. Oznaczały słabnące morale w szeregach armii.
W 2013 roku Rzecznik Praw Obywatelskich skierował do Sądu Wojskowego w Poznaniu wniosek o unieważnienie wyroku. Wojsko nie było organem państwa, a więc nie można było skazać oficera za obrazę armii. Wyrok uznano za nieważny.
- Nie wiem do kogo wystąpić o przywrócenie stopnia. Nadal jestem szeregowcem – dodaje Kiszewski.
Audycja Piotra Świątkowskiego z cyklu "Historia jakiej nie znacie" w środę, 6 stycznia o godz. 18.05. Zapraszamy