NA ANTENIE: PIERWSZA PLANETA OD SŁOŃCA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Łukaszenka, Białoruś i model postsowiecki

Publikacja: 22.03.2017 g.09:33  Aktualizacja: 22.03.2017 g.13:51
Wielkopolska
Protesty na Białorusi budzą w Polsce, z oczywistych powodów, oczekiwania na zmiany w białoruskich systemie politycznym. Ewentualne odejście Aleksandra Łukaszenki odczytywane jest jako szansa na nowe otwarcie, nowe możliwości współpracy i politycznych porozumień, z polskiej geopolitycznej perspektywy wręcz koniecznych.
lukaszenka - Defence24/twitter
/ Fot. Defence24/twitter

Na razie protesty te mają przede wszystkim naturę ekonomiczną i, w szerokim znaczeniu, socjalną. Ich bezpośrednią przyczyną był nowy podatek skierowany przeciw niepracującym, w terminologii władz „pasożytom”. Trwające od miesiąca protesty w różnych białoruskich miastach, wedle opozycji mają mieć swoją kulminację 25 marca. Wtedy to, jak zapowiadają jej liderzy, dojdzie do rewolucji a w jej perspektywie nawet do odsunięcia Łukaszenki. Na razie z doniesień medialnych wiemy o setkach zatrzymanych.

Prezydent Białorusi zdążył już, w swoim wystąpieniu z 21 marca, orzec, że za protestami stoją służby obcych krajów, w tym Polski i Litwy. Tym samym przekaz władz białoruskich współbrzmi z mediami rosyjskimi, które chętnie pod adresem Warszawy wysuwają tego typu oskarżenia. Było tak też w przypadku Euromajdanu w Kijowie. Nim z obecnych protestów, wykrystalizuje się jakieś konkretne, polityczne przesłanie, coś więcej niż oczekiwanie niesprecyzowanej zmiany, musimy jeszcze poczekać. Trzeba przy tym pamiętać, że nie wiadomo jakie to przesłanie będzie i kto je w ostatecznym rozrachunku zaproponuje – opozycja, wewnętrzna grupa w obrębie reżimu, dążąca do drobnych reform, czy może sam reżim, w charakterze nowego otwarcia.

Należy pamiętać z jednej strony o specyficznej naturze białoruskiego państwa, które pod wieloma względami przypomina bardziej kraj w typie Mołdawii, a z drugiej o roli politycznej Łukaszenki w wymiarze personalnym. To on, w jakimś stopniu, pozostaje dziś gwarantem niepodległości swojego państwa. A na pewno chce tak być postrzeganym przez Zachód, Rosję i własnych obywateli. Samo odejście Łukaszenki, jego realność i przebieg, to sprawa oddzielna od pytań o potencjalne następstwo.

Istnieją trzy scenariusze przyszłej sytuacji politycznej, po odejściu prezydenta. Z perspektywy Łukaszenki najkorzystniejszy, także z czysto osobistych powodów, byłoby scenariusz znany z innych krajów postsowieckich; zastosowany przy przekazaniu władzy Putinowi przez Jelcyna, czy niedawnego objęcia prezydentury przez Mirzijojew w Uzbekistanie (po śmierci Islama Karimowa). To nie tylko opcja, w której następca jest wybierany z kręgu najbliższych współpracowników, ale także taka, gdzie dochodzi do praktycznie niezachwianej kontynuacji systemu.

Scenariusz drugi to rewolucja, gdzie w wyniku protestów społecznych i działania zorganizowanej opozycji dochodzi do wyłonienia się, w podobny sposób jak na Ukrainie, nowych władz, które odcinają się od poprzedniej, w sensie politycznych, symbolicznym i niejako też genetycznym. Pośredni scenariusz to „zamach pałacowy”, czyli sytuacja, gdy część ludzi władzy zdaje sobie sprawę z niewydolności systemu i odsuwa Łukaszenkę od władzy. Protesty więc mogą być przykrywką dla tych, którzy działać będą wedle zasady, że trzeba wiele zmienić, aby wszystko pozostało po staremu.

W kontekście wydarzeń wewnętrznych na Białorusi nieodmiennie najważniejsze pozostaje stanowisko Rosji. Łukaszenka od lat udowadnia, że potrafi być człowiekiem bardzo niezależnym i samodzielnym. Nie zawsze na tym wychodził dobrze. Główną siłą, z którą dyktator podejmował liczne gry, była właśnie Moskwa.

Pytanie zasadnicze jest takie czy gdyby Moskwa podjęła radykalne kroki, jak sugeruje politolog dr Żurawski vel Grajewski, i w drugiej połowie roku zdecydowała się odsunąć siłą Łukaszenkę lub nawet zaanektować Białoruś, to jak wyglądałaby reakcja Zachodu? Europa obecnie,w związku z licznymi przetasowaniami, przeżywa napięty okres a jej naciski i zabiegi dyplomatyczne, jak widać to na przykładzie Ukrainy i Gruzji, okazują się być daleko niewystarczające. Czy Zachód jest w stanie zaoferować coś Rosji, aby ta nie przyczyniała się do destabilizacji Białorusi, w postaci różnego typu ruchów antydemokratycznych i o antyzachodnim profilu? Czy jesteśmy tuż przed momentem, gdy pojawi się Mohylewska Republika Ludowa?

Tym co daje jednak zachodowi pole manewru, jak też przy okazji białoruskiej opozycji, to fakt, że sama Moskwa może oczekiwać zmian w Mińsku. Nie trzeba jednak nikogo przekonywać, że wizje tych przekształceń są skrajnie różne. Pytanie jakie się również nasuwa dotyczy tego, czy Kreml faktycznie wiele zyskuje na rządach takich ludzi jak Mirzijojew czy Berdymuchamedow (prezydent Turkmenistanu) – przedstawicieli modelu postsowieckiego? Moskwa zyskuje wprawdzie to, że przywódcy ci mają małe szanse związać się z zachodem, z uwagi na swój autorytarny styl rządzenia, lecz za jaką cenę?

Trwanie w tych krajach tego typu reżimów jest dla Rosji tylko częściową gwarancją, że na tym obszarze (Azji Centralnej czy Białorusi) nie pojawi się nikt inny, a same te państwa nie zmienią sojuszy. Przykład Karimowa jako sojusznik USA dowodzi, że Zachód potrafi jednak być dość elastyczny, tym bardziej Zachód kierowany przez Donalda Trumpa.

Kreml niekoniecznie dąży do uczynienia krajów postsowieckich swoimi wiernymi sojusznikami. Z wieloma z nimi Rosja wcale nie ma łatwych relacji. Autorytaryzm nie determinuje również jednoznacznie kierunku moskiewskiego. Częściej efekt to izolowane, sprawiające problemy swoim sąsiadom, nieprzyjemne i bywa, że agresywne reżimy; czy Kreml potrzebuje kolejnego takiego państwa, tym razem za swoją zachodnią granicą? Wydaje się, że to ta niepewność, i przy okazji wiara, że Łukaszence ponownie uda się zachować fotel prezydenta, wstrzymuje Moskwę od stanowczych działań.

Z Łukaszenką na czele Białoruś nie stanie się częścią obozu zachodniego, dlatego jak długo Kreml nie będzie mięć pewności, że jego następca nie spowoduje, w geopolitycznym położeniu Mińska, zasadniczych zwrotów, tak długo Kreml będzie obecnego prezydenta tolerował. Łukaszenka ponownie sparzył się wybierając, przez ostatni rok, politykę prozachodnią, stąd nowy skręt na wschód, stąd decyzja o tak szerokim udziale w manewrach Zapad-2017 (wrzesień br.).

Dziś w gruncie rzeczy groźniejsi dla Łukaszenki są nie ci Białorusini, którzy przywiązani są do białoruskości bądź do liberalizmu, ale ci, który patrzą na wschód, którzy gotowi byliby, jak Rosjanie na Krymie, witać wojska rosyjskie z autentyczną sympatią. I tych tak naprawdę Łukaszenka musi zadowolić.

Łazarz Grajczyński

http://radiopoznan.fm/n/8WIYs5
KOMENTARZE 0