Do niedzieli na „Made in Chicago” usłyszymy dużo dobrego jazzu z elementami muzyki latynoskiej, hip-hopu i rapu. - Dla jazzmana występ z Lee Konitzem to jak dla filharmonika współpraca z Igorem Strawińskim - mówią muzycy, którzy staną obok legendarnego saksofonisty na jednej scenie. W 1949 roku Lee Konitz razem z zespołem Milesa Daviesa nagrał album „Birth of the cool”, który zapoczątkował cool jazz. Dyrygent i kontrabasista, Patryk Piłasiewicz marzył o pracy z Konitzem od dawna. Razem z innymi muzykami założył zespół o nazwie "Birth of the cool".
Festiwal Made in Chicago to okazja, by uczestniczyć w warsztatach z amerykańskimi muzykami. Wcześniej będzie można usłyszeć między innymi Marquis Hill Blacktet – jego muzycy wychowali się na hip hopie i rapie. Teraz przemycają te brzmienia do jazzu.