Jak mówi dr Tomasz Ozorowski, mikrobiolog, ekspert Narodowego Programu Ochrony Antybiotyków, bycie nosicielem nie jest niebezpieczne. Ale z chwilą, kiedy New Dehli przedostaje się z przewodu pokarmowego do krwi, bakteria staje się groźna. - W przypadku zakażeń jest gorzej. Nie dysponujemy skutecznym antybiotykiem, dlatego możemy liczyć tylko na to, że organizm pacjenta poradzi sobie sam - tłumaczy.
Według Ozorowskiego, w Poznaniu nikt nie zmarł na skutek zakażenia bakterią New Dehli. Stwierdzono ją u pacjentów w kilku szpitalach, problem w tym, że wydostała się już poza lecznice. Mikrobiolog potwierdza: nosicielami New Dehli są w Poznaniu co najmniej trzy osoby, które nie były hospitalizowane. Nie wiadomo, czy nie przeniosły bakterii np. na swoich bliskich. Mimo to dr Ozorowski uspokaja: to nie powód, by wpadać w panikę, a szpitale mają jasne zalecenia.
- Nie zalecam rezygnacji z podróży do Indii, uprzedzam jednak że przed tym zagrożeniem nie da się zaszczepić i przewiduję, że w najbliższych latach takiej szczepionki nie będzie - mówi Ozorowski.
Dr Ozorowski przyznaje zarazem, że lekarze dziś nie są w stanie oszacować skali problemu. Nie wiadomo też, co dzieje się z nosicielami bakterii New Dehli, którzy wychodzą ze szpitala. Lecznice nie mają obowiązku zgłaszania każdego takiego przypadku Sanepidowi, który musiałby potem śledzić losy nosiciela. Wczoraj w tej sprawie zebrali się eksperci Ministerstwa Zdrowia. Ale nie podjęli żadnej decyzji. (cała rozmowa poniżej)