To zupełnie nowy urzędnik - wcześniej w mieście stanowiska "oficera rowerowego" nie było. Wojciech Makowski w konkursie pokonał kilkanaście innych osób, wśród nich poznańskich aktywistów rowerowych.
Pewne zaniepokojenie budzi, że Wojciech Makowski mieszka w Łodzi i to tam przez lata był miejskim aktywistą. Czy poradzi sobie w Poznaniu? Pomoc w pracy oficera deklarują poznańscy rowerzyści. - Pochodzenie Wojciecha Makowskiego nie jest problemem. To znana osoba w ogólnopolskim środowisku rowerowym - mówi Cezary Bródka z Sekcji Rowerzystów Miejskich.
Pracę oficer rowerowy zacznie od przeprowadzenia audytu istniejących ścieżek rowerowych. Wojciech Makowski chce wprowadzić katalog materiałów, z których będą budowane drogi. Chciałby też wprowadzić zmiany w systemie wypożyczania rowerów miejskich.
W rozmowie z Radiem Merkury zadeklarował, że nie chce "iść na wojnę" z poznańskimi kierowcami, choć w Łodzi z nimi walczył. Chce za to zachęcać kierowców do przesiadki na dwa kółka. Jego zdaniem wielu obecnych kierowców to potencjalni rowerzyści. (cała rozmowa poniżej)
Wojciech Makowski do tej pory był aktywistą w Łodzi. Wielu kierowców z tego miasta zarzuca mu zbyt radykalne działania - np. blokowanie ulic grupowymi przejazdami rowerzystów w godzinach szczytu.
Pierwszym zadaniem rowerowego urzędnika jest sporządzenie raportu otwarcia. Dzięki temu dokumentowi będzie wiadomo co powinno się zmienić w dotychczasowej rowerowej polityce Poznania. Jak podkreśla, na spektakularne efekty jego pracy trzeba zaczekać do końca 2016 roku.
W każdym razie mam wiele obaw, że ta osoba będzie tylko mieszać, i zamiast działać pozytywnie, sprawi, że cykliści będą jeszcze bardziej zantagonizowani z osobami poruszającymi się samochodami. A jedyną metodą pogodzenia ich, to budowa odpowiedniej infrastruktury, zarówno drogowej, jak i rowerowej i przede wszystkim unikanie rozwiązań kolizyjnych.
W "ROWEROWYM POZNANIU ... " przejazd przez całe miasto od granicy
do granicy ,to gdzieś około kilkanaście kilometrów (i to w przedziałach bliskich
20-KiloMetrowym odcinkom ).
Już od razu sugeruje by oprócz fajnych rozwiązaʼn rowerowych , typu przejazd pod Mieszka
zlikwidować pułapki typu ścieżka i nagłe kilkanaście stromych schodków na łeb na szyję
tzn jak w GÓRACH NA ZŁAMANIE KARKU!
Dla miejscowych to jest frajda i uciecha lub sensacja jak zpadnia u "Pana Samochodzika"
lecz dla turysty szukającego kamienia filozoficznego pod UAM-mem ,to grożba przytwierdzenia
do kółek na całe życie ...("hi,hi,hiiii")