W sprawie pewne jest to, że do plagiatu doszło. Potwierdziła to uczelniana komisja dyscyplinarna i ukarała panią doktor upomnieniem. Alicja Ż. na pierwszej rozprawie w sądzie tłumaczyła, że przez pomyłkę umieściła fragment tekstu pani profesor w swoim artykule. Na to, że oskarżona działała nieumyślnie, powołuje się też jej obrońca. Dowodem mają być okoliczności, w których doszło do ujawnienia plagiatu.
- Gdyby nie prezent w postaci publikacji, którą pani doktor podarowała pani profesor, nigdy nie wyszło by na jaw, że ten fragment tam się znalazł. Praca ukazała się w wewnętrznym, uczelnianym obiegu. Gdyby nie prezent, pani profesor mieszkająca w Kanadzie, nie miałaby szansy zapoznać się z tą pracą - mówi mecenas Łukasz Marcinkowski.
Prokurator chce warunkowego umorzenia sprawy na rok - powołując się na niską społeczną szkodliwość czynu. Oskarżyciel argumentował, że artykuł ukazał się w książce o małym nakładzie, adresowanej do wąskiej grupy specjalistów. Oskarżonej podczas mów końcowych nie było w sądzie.
Wyrok w tej sprawie zapadnie w przyszłym tygodniu. W przypadku warunkowego umorzenia sprawy - sąd potwierdzi winę pani doktor, ale jej nie ukarze.