To sum gigant, którego w jeziorze w Skokach koło Wągrowca złowił miejscowy wędkarz. Zanim ogromna ryba dała za wygraną przez trzy godziny holowała łódkę, w której siedział zmagający się z tym monstrum Romuald Dudek. - Przez 1,5 godziny walczyłem i nie wiedziałem co to za ryba. Jak ją zobaczyłem, to zdałem sobie sprawę, że sam nie dam jej rady. Zadzwoniłem po dwóch kolegów, którzy przyjechali na pomoc i po kolejnych dziewięćdziesięciu minutach walki udało się wciągnąć rybę do łodzi - opowiada.
Sum złowiony w Skokach jest jednym z największych okazów złapanych w Polsce wędką. Po sesji fotograficznej szczęśliwy wędkarz zwrócił rybie wolność.
Tomasz Sosnowski/int
Po kolei
Błędy w pisowni może i nie są ważne, ale świadczą o oczytaniu i wykształceniu.
Jak wiemy obaj, Chrystusowe bajania od samego początku przyciągały ludzi z nizin społecznych, prostych, biednych
i niewykształconych. Tak było przed dwoma tysiącami lat, tak było przez minione stulecia i tak jest dziś.
(Religijność i pobożność różnych wykształciuchów na stołkach jest na pokaz i dla ciemnych mas). Wniosek?
Ci wędkarze i ich wielbiciele, lub wędkujący ich przeciwnicy, to ludzie prości, nieoczytani i religijni. Niekoniecznie biedni. Czyli katolicy.
Według oficjalnych przekazów katolicy, to ludzie niezwykle szczęśliwi (choć na co dzień, to ludzie ponurzy, agresywni, sfrustrowani, wściekli i pełni nienawiści do innych), albowiem po śmierci i po uiszczeniu - jeszcze za życia - odpowiednio wysokich opłat znajdą się w katolickim niebie.
Obok ukochanych, a zamordowanych pod Smoleńskim najlepszych synów Polski tudzież wielu polskich świętych.
Wniosek?
Ryba złowiona przez człowieka szczęśliwego – potencjalnego mieszkańca raju – MUSI, pomimo poharatanej mordy, być szczęśliwa.
Osobiście nie mam nic przeciw wędkowaniu jeśli jestem głodny, to łowię, zabijam i zjadam. Jest O.K.
Ale łowić dla rozrywki po to, by niewinnej istocie poszarpać mordę czy czasem wyrwać flaki (jak rybka zbyt głęboko haczyk połknie), to tępe barbarzyństwo i głupota najwyższych lotów. Niegodna współczesnego świata.
Znam sporo wędkarzy i ich bredzenia, że ryb to nie boli, gdy im się z pysków haki wyciąga. No cóż.
Jak już ustaliliśmy wędkarze, to ludzie prości o inteligencji zbliżonej do rybiej, więc pewnie się w kwestii bólu z rybami jakoś dogadali.
Przez pewien czas myślałem, że to jakiś jajcarz pisał te teksty, aby brać wędkarską ośmieszyć.
Wniosek z tych pisań poniższych jest taki, że wędkarze to ludzie prości i nie wykształceni.
Czyli uczestnicy co niedzielnych mszy. Czyli katolicy.
Wszak Chrystus prostych i maluczkich najbardziej miłował i miłować nakazywał. I tacy do ferajny chrystusowej najchętniej się garnęli.
Jaki z tego wniosek???
Poraniona i poharatana przez katolickiego wędkarza ryba jest szczęśliwa i pomimo rozerwanej mordy będzie żyć długo i jeszcze szczęśliwiej.
Żle by było gdyby mieszkaniec lokalnych głębin nie miał imienia
skoro ma adres i wiedzą gdzie go szukać !
którzy łowiąc durne, pływające istoty nie potrafią po polsku pisać???
Panowie!!!
Zostawcie kije, a do łap weźcie książki.